Realash idzie za ciosem: po wydaniu odżywki do rzęs, której nie miałam okazji wypróbować, ponieważ po pierwsze uważam, że moje rzęsy są ok i nie muszą osiągać rozmiarów rzęs jak u drag queen, a po drugie odstraszyła mnie absurdalna cena produktu w stosunku do jego pojemności. Wiem jednak, ze wiele z was używało Realash z dosyć dobrym skutkiem, dlatego skusiłam się na ich tusz do rzęs. Maskara Realash ujęła mnie na zdjęciach swoją silikonową, higienicznie i precyzyjnie wyglądającą spiralką, o gęsto osadzonych włoskach.
Ogólnie – tusz do rzęs Realash jakoś wyjątkowo nie wygląda: buteleczka jest plastikowa, w kolorze… hm… turkusowym? Lazurowym? Miętowym? Każdym po trochu? 😉 Ogólnie po prostu nie jest to moja estetyka, jeśli chodzi o opakowania kolorówki. Ale to nic, nie ocenia się książki po okładce, prawda?
Tusz do rzęs Realash ma dosyć przystępną cenę (jest dużo tańszy niż odżywka) i pojemność 8 ml. Pigmentacja jest dobra – czerń jest głęboka i intensywna. Spiralka wygląda dobrze, a po wyjęciu jej z buteleczki nie zauważyła, żeby osadzały się na niej podejrzane skrzepy lub grudki tuszu. Okazało się, że nie osadza się na niej za wiele…również samego tuszu. Nie wiem, czy jest to wina wąskiego, niedopracowanego ociekacza w butelce, czy może konsystencja tuszu nie spełniła moich oczekiwań… w każdym razie nabiera się go tak niewiele, Że makijaż rzęs (tak: SAMYCH RZĘS) zajął mi wieki i musiałam nałożyć 5 warstw maskary, żeby w ogóle wyglądały jak pomalowane. Przyzna, że przez chwile pomyślałam, że dostałam pusty flakon bez maskary wewnątrz, ale to nie tak: na spiralce osadza się tusz, ale niestety tak nikła ilość, że przeznaczony jest chyba dla maleńkich rzęs krasnoludków (niziołków?) 😉
Ogólnie: maskara UP w mojej ocenie „goes DOWN” 🙁
Dodaj komentarz